Rajd Dunaju
Puchar za I miejsce w gr. 4, kl. 7 - Rajd Dunaju-1976
Tablica z Rajdu Dunaju 1976 załogi: Błażej Krupa / Piotr Mystkowski
Dyplom za III miejsce w klasyfikacji generalnej
Dyplom za I miejsce w kl. VII gr. 4
Dyplom za II miejsce w gr. 4
Zawieszka uczestnika z Rajdu Dunaju-1976
Metalowa plakietka z Rajdu Dunaju-1976
Medal pamiątkowy z Rajdu Dunaju-1976
- 78-3.pdf
Program
- wyniki[1].pdf
Wyniki Rajdu Dunaju w latach 1964-1979
- 79-1.pdf
Regulamin
- 79.pdf
Regulamin
- 061-3.pdf
20 lat w poślizgu (10) Janusz Wojtyna
- 475.pdf
RAJD DUNAJU 1976 - klasyfikacje i rezultaty.Komentarz: O poważnym podejściu organizatorów do publikowanych w tych czasach wyników świadczy fakt, że mimo iż startowałem w tym rajdzie na Renault 12 Gordini z uporem wszędzie umieszczano mnie w wynikach w Fiacie 125 P. A w klasyfikacji Pucharu Pokoju i Przyjaźni zupełnie nas zabrakło. Sam rajd rozgrywany był na bardzo ciężkiej i dziurawej trasie – zostało to w regulaminie pięknie opisane jako 412 km dróg „niezmodernizowanych”. Do tego w Rumunii zawsze jeździliśmy po jakiejś kolejnej powodzi. W przeddzień startu na treningu, w najdalszym punkcie trasy mieliśmy zderzenie z ciągnikiem, a raczej jego tylnym wózkiem, wywożącym ogromne pnie świerków z lasu. To, że zdjęło nam lewy przedni błotnik i reflektor z treningowej Renówki, to drobiazg. Ale jednocześnie chłodnica przyjęła kształt półksiężyca i była nabita na pompę wodną. Nie muszę chyba dodawać, że nie było wtedy telefonów komórkowych, zapasowej chłodnicy nie wozi się w bagażniku, byliśmy gdzieś w lesie, kilkaset kilometrów od miejsca startu do rajdu. Rozpacz ! Parę kilometrów dalej malusieńka osada nad rzeczką. Z pomocą przyszedł nam młody, może 15 letni Cygan pilnujący stada krów. (Tu uwaga do młodszych osób czytających ten tekst: Dawniej słowo Cygan wcale nie było uznawane za obraźliwe. Nikt wtedy nie nazywał ich Romami. Osobiście w młodości znałem i wielokrotnie spotykałem w Warszawie na Pradze ich „króla”, człowieka o wielkiej kulturze osobistej, szlachetności i uczciwości.) Otóż chłopak ten na migi pokazał by wyjąć z auta naszą pogiętą i dziurawą chłodnicę. Pobiegł do niedalekiego obozowiska i przyniósł parę najprostszych narzędzi w tym kawałek miedzianego grubego pręta służącego mu za „kolbę” do lutowania. Rozpalił ognisko, rozgrzał w nim swoją „kolbę” i tym kawałkiem zaczął lutować naszą chłodnicę. Sprawdzał swoją pracę zanurzając chłodnicę pobliskim strumieniu. Po dwóch godzinach, ku naszemu największemu zdumieniu, mogliśmy zamontować naprawioną chłodnicę z powrotem do naszej treningówki i pognać do bazy rajdu na start. Wielokrotnie później wspominaliśmy z Piotrem to spotkanie, gdzieś na północy Rumunii, w myślach wysyłając w kierunku tego nieznanego chłopaka najbardziej serdeczne osobiste życzenia. Mam nadzieję, że mu się w życiu poszczęściło….